„Pierwsze” projekty są zawsze wyzwaniem. Taki też był pierwszy realizowany przez nas Ślub za granicą. Olbrzymi i pełen wyzwań projekt przyniósł tak wielki bagaż wzruszeń i emocji, że na samo wspomnienie ciepło robi się nam na sercu. Tym bardziej, że ze względu na swoją ultrakameralną specyfikę to my zostaliśmy tutaj świadkami! Chyba nigdy nie trzęsła mi się tak ręka jak wtedy gdy w Portovenere, w kościele, który wyrasta ze skały, musiałam złożyć swój podpis na ołtarzu. 😉 Takich chwil nie zapomina się do końca życia!

Wracając jednak do samego Ślubu – Karinę i Łukasza poznaliśmy jakieś pół roku wcześniej i choć ciężko było ze znalezieniem wolnej luki w kalendarzu, wiedzieliśmy, że koniecznie chcemy pojechać z Nimi. Wiele miesięcy wspólnie planowaliśmy całokształt wyjazdu, aby urozmaicić i zróżnicować materiały filmowe i fotograficzne, a także zapewnić Im niezapomniane przeżycia.

Było absolutnie niesamowicie.

Oczywiście na wstępie nie może zabraknąć podziękowań dla Andye’go „Flying Andy” http://facebook.com/FlyingAndyPL za niesamowite aerialowe ujęcie, wsparcie, kreatywność, a także pomoc i bycie częścią naszego teamu!

Za pomoc organizacyjną i logistyczną serdecznie dziękujemy organizatorowi ślubów zagranicznych 5 Events http://www.slubzagranica.info

Na samym początku skrót filmu:

Pierwszym punktem naszej wspólnej podróży był przejazd przez Szwajcarskie Alpy – przełęcz San Bernardino. Wypatrzyliśmy naocznie tę drogę już jakiś czas wcześniej i była idealnym miejscem na filmowy wstęp do filmu. Przy okazji nie zabrakło małego postoju przy zaporze wodnej w Sufers, gdzie kolor wody hipnotyzuje.

Piękna pogoda, niesamowite widoki – takiej podróży nie da się zapomnieć. 🙂

La Spezia, Liguria, Włochy

Tu była nasza „baza”. Wspólne mieszkanie gwarantowało dobrą zabawę i wiele szybkich wypadów na spacery i zwiedzanie. Sama La Spezia to miasto przede wszystkim portowe, tak więc – port, palmy i radość. Czego tu chcieć więcej?

Portovenere, Liguria, Włochy

Jako, że formalności dopełnić było trzeba w urzędzie, kilka dni przed ślubem pojechaliśmy do Portovenere, również w celach rekonesansowych. W końcu nikt z nas tam wcześniej nie był. 😉

Widoki na Portovenere zachwycają zarówno za dnia, jak i nocą. Zgiełk rozmów, wszędobylskie koty i piękno otoczenia – nie do zapomnienia.

Tymczasem w La Spezii nocą różne atrakcje kusiły nas do niejednego spaceru, a karuzela stała się punktem, którego nie mogliśmy przegapić. Nie da się zapomnieć radości Pani obsługującej na widok tak radosnej pary jak Karina i Łukasz i licznych dzieci, które z błyszczącymi oczami przyglądały się z daleka kolejnym obrotom. 🙂

Cinque Terre

Te kilka miejscowości położonych w, niemalże, zaprzeczających prawom fizyki lokalizacjach, wyryły nam się we wnętrzu powiek. Czegoś tak pięknego stworzonego ręką ludzką (i to ręką zwykłych ludzi) nie widzieliśmy nigdy wcześniej. Nogi bolały jak po maratonie, ale każdy krok był tego wart.

Z lotu ptaka wygląda to spektakularnie.

Dzień Ślubu, Portovenere

Chyba nie muszę pisać, że tutaj akurat nikt z nas się o pogodę nie martwił. Wszyscy spali dobrze i rozpoczęliśmy ten dzień bez pośpiechu. Oczywiście jak to w dniu ślubu pośpiech w końcu nastąpił, ale poziom stresu względem hucznego wesela można spokojnie określić jako łagodny. Było więc bardzo wesoło, a uśmiechów nie brakowało.

Ostatnie panieńskie rozmowy Kariny z rodziną w Polsce. 🙂
Zawsze marzyłam o zrobieniu takiego portretu zaraz po ślubie – cóż za radość
!!!

Po Ślubie było trochę czasu, zaplanowaliśmy wtedy drugą, bardzo prywatną i wyjątkową przysięgę, której fragmenty mogliście obejrzeć w filmie, potem krótki spacer w stronę restauracji Palmaria w Grand Hotelu w Portovenere, gdzie czekało już na Karinę i Łukasza romantyczne miejsce z obłędnym widokiem.

Kilka dni po Ślubie wybraliśmy się dwoma łódkami na rejs wybrzeżem Cinque Terre – nie mogło zabraknąć ujęć. Oczywiście największym wyzwaniem, jak to na łódkach, było startowanie i lądowanie drona. Na szczęście doświadczenie pozwoliło uniknąć niespodzianek i udało się stworzyć niepowtarzalny portret na łódce. Barwa wody zachwycała swoją głębią i intensywnością.

Na końcu wodnej podróży była Vernazza, gdzie zaplanowaną mieliśmy kolację z widokiem na obłędny zachód słońca. Tymczasem czasu było sporo więc wybraliśmy się na magiczną stronę jaskini gdzie do tysięcy kamiennych piramid dołożyliśmy i swoją.;)

San Gimignano, Toskania

Absolutnie wyjęte z czasoprzestrzeni San Gimignano pozwala cofnąć się w czasie i zachwycić niesamowitą średniowieczną architekturą. Ale skusiliśmy się również na wizytę w otaczających je winnicach, aby móc podziwiać je w całej okazałości.

Ostatniego dnia przed wyjazdem nie mogliśmy nie odwiedzić ponownie Portovenere i spojrzeć raz jeszcze na widok, który tak doskonale stworzyły wspólnie ręce ludzkie i matka natura. Łezka w oku się kręciła ze smutku wyjazdowego, ale w końcu jesteśmy po to by zatrzymać te wspomnienia. 😉

Pierwszy raz w życiu zostaliśmy świadkami i mamy nadzieję, że dzięki temu będziemy wspólnie z Kariną i Łukaszem jeszcze nie raz wspominać te chwile wspólnie. 😉 Dziękujemy, że mogliśmy być z Wami.

Na deser nie może zabraknąć kilku zdjęć z kinowej premiery Ich filmu, w końcu czy może być lepsze miejsce do zaprezentowania wspomnień rodzinie? 😉

Pozwe